W parlamencie przeforsowano zmianę ustawy o finansach publicznych, która zawiesza tzw. pierwszy próg ostrożnościowy czyli sankcje za przekroczenie poziomu relacji długu publicznego do PKB powyżej 50 proc.
- Zawieszenie progu ostrożnościowego to fatalny sygnał. Oznacza, że rząd zamiast uzdrawiać i reformować finanse, w tym cała sferę wydatkową, woli zmieniać prawo tak by móc jeszcze bardziej nas zadłużyć - ocenia w Money.pl prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC i były wiceminister finansów.
- Sam fakt zawieszenia progu jest zła decyzją, jednak tę decyzję łagodzi wprowadzenie reguły wydatkowej - twierdzi dr Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, główna ekonomistka Konfederacji Lewiatan i członek Rady Gospodarczej przy premierze. Reguła wydatkowa jest podstawą do wyznaczania limitów wydatkowych, nałożonych na cały sektor finansów publicznych i fundusze celowe. Limit wydatków będzie uzależniony od tempa wzrostu PKB, oczekiwanego poziomu inflacji i ewentualnej zmiany podatków. - Ona ma być swoistym ogranicznikiem dla rządzących, choć nie idealnym, bo nie obejmie wydatków związanych z pozyskaniem funduszy europejskich - dodaje Starczewska-Krzysztoszek.
Trzeba przy tym przyznać, że nawet z długiem liczonym przez Komisję Europejską i sięgającym według jej metodologii 57,3% wartości PKB, na tle innych krajów wcale nie wypadamy najgorzej. Dług publiczny w strefie euro stanowi aż 92,2% PKB Eurolandu - podał niedawno Eurostat. Aż 12 z 17 krajów strefy euro ma dług powyżej unijnej normy 60% PKB. Mimo kilku lat zaciskania pasa zadłużenie Europy wcale nie chce spadać. Wręcz odwrotnie - rośnie, zarówno licząc w wartościach bezwzględnych, jak i w odniesieniu do PKB.
W I kwartale 2013 roku łączny dług publiczny krajów strefy euro sięgnął 8,75 bln euro. To o 150 mld euro więcej niż w IV kw. 2012 roku. Dług publiczny w tym czasie wzrósł z 90,6 do 92,2% PKB. Ale przyczynił się do tego nie tylko wzrost zadłużenia, ale także recesja, która ogarnęła strefę euro. W I kw. 2013 roku gospodarka Eurolandu skurczyła się o 1,1% w stosunku do I kw. 2012 roku.
Obecnie aż 12 krajów strefy euro nie spełnia unijnego kryterium dotyczącego wysokości długu publicznego. Ciągle najwyższy dług względem PKB ma Grecja - 160,5% PKB. Dług publiczny Włoch przekroczył już 2 bln euro i sięga 130,5% PKB, Portugalii - 127,2% PKB, a Irlandii - 125,1% PKB. Na drugim biegunie jest Estonia, której zadłużenie stanowi 1,7 mld euro, czyli ledwie 10% PKB tego niewielkiego kraju.
Poza Europą mocno zadłużone są Stany Zjednoczone - 80%, podobnie Kanada. Dług Islandii sięga blisko 130% wartości PKB tego kraju. Zarówno tym krajom, jak i europejskim rekordzistom i tak sporo brakuje do światowego lidera, jeżeli chodzi o dług publiczny - Japonii. Według Międzynarodowego Funduszu Walutowego zadłużenie Japonii sięgnęło w tym roku już 245% PKB.
Prof. Stanisław Gomułka podkreśla jednak, że gdyby uwzględnić wszystkie zobowiązania polskiego rządu i administracji publicznej - długi placówek służby zdrowia, ZUS-u, KRUS-u, wszystkich funduszy celowych, dług publiczny przekracza aż 3 bln złotych. Daje to więcej niż 220% PKB. - Przecież to, co mamy na kontach w ZUS, to tylko zapisy, a nie realnie zgromadzony tam kapitał. To co płacimy w postaci składek emerytalnych, wydawane jest na bieżąco obecnym emerytom - przypomina. Oznacza to, że zamiast oficjalnych ponad 23 tysięcy zł długu na Polaka, na każdym z nas ciąży dług w wysokości blisko 80 tysięcy zł.
Mimo, że nasz dług publiczny to, jak liczy rząd, niespełna 55% PKB, a średnia w strefie euro przekracza 92%, to jednak jesteśmy w gorszej sytuacji niż wiele bardzie zadłużonych krajów. - Ważny jest trend, a ten w przeciwieństwie do na przykład Niemiec, Szwecji czy Wielkiej Brytanii jest niekorzystny. Dynamika wzrostu deficytu, a co za tym idzie długu publicznego jest w Polsce wyższa niż dynamika wzrostu PKB. Od kilku lat zadłużamy się szybciej, niż rośnie nasza gospodarka - wyjaśnia dr Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek.
- Bardzo groźnie zrobi się jeżeli koszt obsługi naszego długu przekroczy 10% wartości PKB. Na razie jest to ponad 43 mld zł czyli około 3% wartości PKB. Niestety ten udział cały czas rośnie - dodaje prof. Stanisław Gomułka.
Źródło: Money.pl