Pensje zostaną obcięte nawet do 1600 złotych, a etaty o połowę. Pracodawca będzie mógł tak zrobić, jeśli Rada Ministrów przyjmie projekt ustawy, która w kryzysie ma chronić miejsca pracy przed likwidacją. Zakłada ona wypłatę dotacji firmom, które mimo załamania gospodarczego, wstrzymają się od zwolnień. W tym roku przedsiębiorcy mogą liczyć na 200 mln złotych. - To śmieszne pieniądze, w Funduszu Pracy jest siedem miliardów - oburzają się związkowcy, którzy mają własny pomysł na ograniczenie bezrobocia.
Rząd zapewnia, że dzięki nowej ustawie pracownicy otrzymają gwarancję, że szef nie wręczy im wypowiedzenia. Z ostatnich danych GUS wynika, że zatrudnienie w firmach nurkuje już kolejny miesiąc z rzędu. Od lutego z etatem pożegnało się około 20 tys. Polaków. Stopa bezrobocia w marcu wyniosła 14,3 procent wobec 14,4 procent w lutym. Przed rokiem bez pracy było 13,3 procent Polaków.
Na osłodę mamy dane o przeciętnym wynagrodzeniu w przedsiębiorstwach. GUS poinformował, że jest o 3 proc. wyższe niż w zeszłym roku. Części pracodawców nie stać jednak na podwyżki, a w nadchodzących miesiącach możemy spodziewać się rosnącej liczby bankructw firm.
Jednym z pomysłów, jakim dzisiaj zajmie się Rada Ministrów, jest propozycja tzw. instytucji przestoju ekonomicznego. Za nazwą tą kryją się dofinansowania do wypłat dla pracowników, którym grozi zwolnienie. Schemat pomocy jest prosty: Jeśli firma jest w trudnej sytuacji finansowej - czyli jej obroty w ciągu sześciu kolejnych miesięcy spadły o minimum 15 proc. - przedsiębiorca będzie mógł wystąpić do marszałka województwa o wsparcie. Dotacja będzie bezzwrotna, chyba że biznesmen przeznaczy przyznaną sumę na inny cel niż wsparcie załogi. Wtedy będzie musiał oddać ją z nawiązką.
Część przedsiębiorców nie może pogodzić się z tym, że wsparcie dla firm w kłopotach będzie wypłacane z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych oraz z Funduszu Pracy, czyli ze składek pracodawców. - Za ratunek dla części firm będą płacić wszyscy – mówi Jeremi Mordasewicz, ekspert Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan.
Związkowcy nie pozostawiają natomiast na rozwiązaniach proponowanych przez rząd suchej nitki. Chodzi głównie o niewielką skalę. - Na Funduszu Pracy jest zamrożonych i niewykorzystanych około siedmiu miliardów złotych. Więc jak zestawimy z tym proponowane dwa razy po 200 milionów, to z całym szacunkiem, to pieniądze na waciki - ocenia Marek Lewandowski, rzecznik prasowy przewodniczącego NSZZ Solidarność.
Firmy, którym się poszczęści i pomoc zostanie im przyznana, otrzymają maksymalnie nieco ponad 6,6 tys. zł pomocy, czyli będą mogły dołożyć z tej puli do pensji pracownika około 1,1 tys. złotych miesięcznie. To prawie 70 proc. pensji minimalnej, która wynosi w tym roku 1,6 tys. złotych brutto. Jednak przedsiębiorca, który otrzyma pomoc, będzie mógł obniżyć wymiar czasu pracy podwładnego wraz z obcięciem jego wypłaty. - Czas pracy nie będzie mógł jednak być krótszy niż połowa pełnego etatu - zastrzega resort pracy w uzasadnieniu zmian.
Według pracodawców taka propozycja to kolejny plus dla rządu. - Państwo dostrzega, że w czasie kryzysu trzeba modyfikować czas pracy, a nie utrzymywać go za wszelką cenę - mówi Monika Gładoch, ekspertka Pracodawców RP. Według niej elastyczność czasu pracy w sytuacjach kryzysowych jest niezbędna, by ratować firmy.
Płaca minimalna do likwidacji? Nie w Polsce
Podnoszenie minimalnego wynagrodzenia rok rocznie powoduje ostre konflikty na linii rząd - związkowcy - przedsiębiorcy. Ci ostatni nie twierdzą, że najniższa krajowa powinna stać w miejscu, ale przestrzegają przed zbyt szybkim podnoszeniem jej poziomu.
Zgodnie z obowiązującą obecnie ustawą płaca minimalna powinna wzrosnąć w 2014 roku do 1688 zł, czyli o 88 zł. Według pracodawców to wystarczająco, ponieważ wyższy wzrost zwiększyłby bezrobocie i zatrudnienie w szarej strefie.
- Przy takiej podwyżce płaca minimalna będzie i tak rosła szybciej niż płaca przeciętna. Szybsze podnoszenie najniższego wynagrodzenia groziłoby wzrostem bezrobocia osób o niskich kwalifikacjach zawodowych w biedniejszych regionach. Nie miałoby znaczenia w dużych miastach i największych firmach, ale w małych przedsiębiorstwach i województwach słabych gospodarczo skłoniłoby pracodawców do zwalniania pracowników o niskich kwalifikacjach - mówi Jeremi Mordasewicz.
Związkowcy uważają inaczej. Według nich płaca minimalna w Polsce jest stanowczo za niska. - Jej ograniczanie dławi popyt wewnętrzny, a to nie uratuje Polaków przed kryzysem - twierdzi Marek Lewandowski. Według niego, receptą na to jest szybkie podnoszenie płacy minimalnej. A wzrost bezrobocia, który według pracodawców pociągnie za sobą jej podnoszenie? - Oni nigdy tego nie udowodnili - odpowiada rzecznik NSZZ Solidarność.
Pojęcie minimalnej wypłaty nie istnieje jednak w wielu krajach Europy. Przykładem są Niemcy, Norwegia czy Szwecja. Zdaniem ekonomistów, powinniśmy wzorować się na takich gospodarkach.
Źródło: Money.pl