Rynek dopalaczy rozwijał się w zastraszającym tempie. Obroty niektórych sklepów rosły z miesiąca na miesiąc o kilkadziesiąt procent. Przed wakacjami punktów sprzedających te specyfiki było 200. We wrześniu już 1800. Z danych skarbówki wynika, że obroty największych z nich w ciągu miesiąca sięgały miliona złotych.
Z danych skarbówki wynika, że sklepy o najwyższych obrotach osiągały sprzedaż w wysokości 1 mln zł miesięcznie. Część dobrze prosperujących punktów miała obroty na poziomie 100 - 300 tys. zł.
Mniejsze sklepy osiągały obroty do 50 tys. zł. Niektóre nawet poniżej 10 tys. zł. - Zdarzało się, że takie sklepy wykazywały bardzo niskie obroty, żeby uniknąć wprowadzenia kasy fiskalnej - mówi Mariola Grabowska, rzeczniczka UKS w Łodzi.
Średnio wartość miesięcznej sprzedaży jednego sklepu kształtowała się w ostatnim czasie na poziomie 146 tys. zł. - Branża była bardzo zyskowna - podkreśla Wiesława Dróżdż z Ministerstwa Finansów. - Średnia zyskowność na handlu dopalaczami w 2010 r. wyniosła 98 proc. Z informacji przekazanych przez poszczególne UKS-y wynika, iż najniższa marża stanowiła 11,4 proc. a najwyższa ponad 411 proc. - dodaje Dróżdż.
Zakładając, że cała sprzedaż była prowadzona legalnie i nic nie sprzedawano poza kasą, to z naszych szacunków wynika, że przy średnim obrocie 146 tys. złotych, sklep przynosił właścicielom około 90 tys. złotych miesięcznego zysku. Przy takim założeniu, zysk całej branży, tylko we wrześniu sięgnął więc ponad 160 mln złotych, a to co wydano na dopalacze w sklepach to suma sięgająca 240 mln złotych.
Z szacunków wynika też, że sklep o średnich obrotach odprowadził we wrześniu podatki w wysokości 44 tysięcy złotych. Mowa tu zarówno o podatku dochodowym jak i VAT. W skali miesiąca daje nam to ponad 79 mln złotych wpływów do budżetów samorządów i Skarbu Państwa.
- Zakazy niewiele dadzą - mówi Tomasz Obara, koordynator inicjatywy Wolne Konopie. Jego zdaniem te ponad 1800 sklepów to i tak tylko część rynku, reszta to sprzedaż na telefon czy w internecie.- Zamknięcie i zaplombowanie sklepu wcale nie oznacza tego, że sprzedaż zostanie zahamowana. Już teraz obserwujemy jak sprzedaż schodzi do podziemia, sklepy są zamykane, a dopalacze sprzedawane są z busów i z aut osobowych zaparkowanych nieopodal - argumentuje.
Źródło: money.pl