Tylko we wrześniu na dopalacze wydano blisko 240 mln zł

Rynek dopalaczy rozwijał się w zastraszającym tempie. Obroty niektórych sklepów rosły z miesiąca na miesiąc o kilkadziesiąt procent. Przed wakacjami punktów sprzedających te specyfiki było 200. We wrześniu już 1800. Z danych skarbówki wynika, że obroty największych z nich w ciągu miesiąca sięgały miliona złotych.

Spośród 1800 sklepów policja zamknęła niemal połowę.  Z danych zebranych przez Urzędy Kontroli Skarbowej wyłania się obraz rynku dopalaczy. Firmy, które się tym zajmowały często działały po kilka miesięcy, po czym znikały. Ale w ich miejsce pojawiały się kolejne.

Jak informował minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski liczba smartshopów z 200 przed wakacjami, do końca sierpnia urosła do 1000. Z danych Głównego Inspektoratu Sanitarnego wynika, że w miniony weekend, gdy inspektorzy i policjanci rozpoczynali kontrole w poszukiwaniu tajfuna, ich liczba sięgała już 1800.

W czasie wakacji rosła nie tylko liczba sklepów, ale też błyskawicznie wzrastały ich obroty. - W jednym ze sklepów w kwietniu te obroty wyniosły 4 tysiące złotych. Ale już w sierpniu było to 48 tysięcy. W innym ten wzrost był jeszcze większy - z 11 tys do 219 tys w ciągu pięciu miesięcy. Oznacza to aż blisko 20-krotny wzrost. - mówi Alicja Jurkowska z Urzędu Kontroli Skarbowej w Warszawie.

To duże zróżnicowanie sprzedaży potwierdzono nam w innych urzędach w kraju. -To są sklepy prowadzące sprzedaż detaliczną i często dodatkowo handlujące dopalaczami, ale są też duże hurtownie, oferujące tylko dopalacze - mówi Grażyna Hermann-Perek, rzeczniczka UKS w Poznaniu.

Z danych skarbówki wynika, że sklepy o najwyższych obrotach osiągały sprzedaż w wysokości 1 mln zł miesięcznie. Część dobrze prosperujących punktów miała obroty na poziomie 100 - 300 tys. zł.

Mniejsze sklepy osiągały obroty do 50 tys. zł. Niektóre nawet poniżej 10 tys. zł. - Zdarzało się, że takie sklepy wykazywały bardzo niskie obroty, żeby uniknąć wprowadzenia kasy fiskalnej - mówi Mariola Grabowska, rzeczniczka UKS w Łodzi.

Średnio wartość miesięcznej sprzedaży jednego sklepu kształtowała się w ostatnim czasie na poziomie 146 tys. zł. - Branża była bardzo zyskowna - podkreśla Wiesława Dróżdż z Ministerstwa Finansów. - Średnia zyskowność na handlu dopalaczami w 2010 r. wyniosła 98 proc. Z informacji przekazanych przez poszczególne UKS-y wynika, iż najniższa marża stanowiła 11,4 proc. a najwyższa ponad 411 proc. - dodaje Dróżdż.

Zakładając, że cała sprzedaż była prowadzona legalnie i nic nie sprzedawano poza kasą, to z naszych szacunków wynika, że przy średnim obrocie 146 tys. złotych, sklep przynosił właścicielom około 90 tys. złotych miesięcznego zysku. Przy takim założeniu, zysk całej branży, tylko we wrześniu sięgnął więc ponad 160 mln złotych, a to co wydano na dopalacze w sklepach to suma sięgająca 240 mln złotych.

Z szacunków wynika też, że sklep o średnich obrotach odprowadził we wrześniu podatki w wysokości 44 tysięcy złotych. Mowa tu zarówno o podatku dochodowym jak i VAT. W skali miesiąca daje nam to ponad 79 mln złotych wpływów do budżetów samorządów i Skarbu Państwa.

- Zakazy niewiele dadzą - mówi Tomasz Obara, koordynator inicjatywy Wolne Konopie. Jego zdaniem te ponad 1800 sklepów to i tak tylko część rynku, reszta to sprzedaż na telefon czy w internecie.

- Zamknięcie i zaplombowanie sklepu wcale nie oznacza tego, że sprzedaż zostanie zahamowana. Już teraz obserwujemy jak sprzedaż schodzi do podziemia, sklepy są zamykane, a dopalacze sprzedawane są z busów i z aut osobowych zaparkowanych nieopodal - argumentuje.

Źródło: money.pl


ostatnia zmiana: 2011-11-05
Komentarze
Polityka Prywatności