Jacek Rostowski chce zamrozić przyszłoroczne pensje w budżetówce. Wczoraj przedstawiciel rządu spotkał się ze związkowcami w tej sprawie podczas posiedzenia zespołu Komisji Trójstronnej. Szacowane oszczędzić to 1,3 mld zł. Ale czy rząd je wprowadzi? To zależy jak zareagują zainteresowani. Jeśli będą protesty, pomysł może trafić do kosza. Tak działo się dokładnie rok temu, kiedy dyskutowano nad nowym budżetem i sondowano nastroje społeczne dot. np. podwyższania składki rentowej czy stawek VAT.
- Założenia dostaliśmy niecałą dobę wcześniej. Nie było nawet czasu, by wypracować stanowisko wobec nich - żali się Tadeusz Chwałka, przewodniczący Forum Związków Zawodowych, zrzeszającego związki pracowników sfery budżetowej. Związkowcy zdecydowali się przełożyć dyskusję na posiedzenie plenarne, 21 lipca.
Przedstawiciel resortu finansów nie chciał podejmować z nimi dyskusji. Stwierdził, że ze względu na konieczność oszczędności ministerstwo z cięć wycofać się nie zamierza.
Przedstawicieli rządu na wczorajsze posiedzenie Rostowski nie upoważnił do żadnych negocjacji ze stroną społeczną. Mogli oni zaledwie wysłuchać opinii. Wraz z bardzo enigmatycznym sformułowaniem założeń, gdzie o zamrożeniu podwyżek napisano w jednym, mało konkretnym zdaniu, przypomina to działania sprzed roku. Wtedy, także na etapie przedstawiania założeń budżetowych, rząd zapowiadał podniesienie składki rentowej od stycznia z 6 do 13 procent. Z projektu zrezygnował, ze względu na ostre protesty pracodawców i zatrudnionych, którym groziłoby to obniżkami pac.
Kolejnym takim ubiegłorocznym balonem próbnym była propozycja podniesienia stawki VAT z 22 do 23 procent oraz wprowadzeniu 50-procentowej stawki PIT dla najbogatszych. Także i z tych pomysłów rząd wycofał się po sprawdzeniu nastrojów.
Rostowski boi się o budżet, budżetówka o płace
- Jednym z celów przyszłorocznego budżetu będzie znaczne ograniczenie wzrostu nominalnego funduszu wynagrodzeń w państwowej sferze budżetowej - wyjaśnia w założeniach budżetowych Ministerstwo Finansów.Związki domagają się podwyżek o co najmniej 5,3 procent. - To byłoby zabójcze z punktu widzenia budżetu - przekonuje Janusz Zieliński, ekspert Business Centre Club. - W tej chwili sytuacja finansów publicznych jest krytyczna - między innymi ze względu na kilkanaście miliardów, które poświęcić trzeba będzie na usuwanie skutków powodzi - dodaje Zieliński.
- Rząd tłumaczy się kryzysem. Można by zapytać, na ile prawdziwe są te opowieści o zielonej wyspie - mówi Janusz Śniadek, przewodniczący NSZZ Solidarność.
Mundurowi zamrożeni już drugi rok
Planowane cięcia najbardziej odczują policjanci i żołnierze. Jeżeli projekt Rostowskiego wejdzie w życie, płace tych dwóch grup już drugi rok z rzędu pozostaną na tym samym poziomie. - Nie wyrazimy na to zgody. To sytuacja bez precedensu, zdarzało się do tej pory tak, że bez podwyżek zostawaliśmy przez rok - zapowiada podinspektor Tomasz Krzemieniecki, wiceprzewodniczący NSZZ Solidarność Policjantów.
- Były obietnice ze strony rządu, że kontynuowane będą podwyżki z lat 2007-2009. Na pewno nie pogodzimy się z zamrożeniem płac. Za wcześnie wprawdzie na zapowiedzi konkretnych działań, jednak jeśli nadal początkujący policjant ma zarabiać 2 tysiące złotych, będziemy protestować. W grę wchodzą manifestacje - takie, jak w grudniu 2009 - zapowiada Krzemieniecki.
Podwyżek w ubiegłym roku nie dostali też żołnierze. Jak wyjaśniał w grudniu minister Bogdan Klich, dostali oni już znaczne podwyżki w roku 2009 i z dalszym wzrostem pensji można poczekać.
- Wysiłek finansowy resortu pozwolił na to, że wynagrodzenia w wojsku wzrosły o 6,9 procent. To jest przyzwoity wzrost w najtrudniejszym budżecie, w najtrudniejszym roku dla wojska od kilku ładnych lat - tłumaczył w ubiegłym roku Klich.Średnia płaca żołnierza w tym roku to 3.961 złotych. Cywilni pracownicy dostają średnio 3.141 złotych brutto, a łącznie na płace Ministerstwo Obrony Narodowej przeznacza 7,2 mld złotych.
Szkół nie sparaliżują strajki?Podwyżki dla nauczycieli to obietnica, która była jedną z podstaw kampanii Platformy w wyborach w 2007 roku. Donald Tusk zapewniał, że: w polskim cudzie gospodarczym, który PO zaplanowała, będzie także miejsce na radykalne podwyżki płac w tej sferze. Mówię o tym odpowiedzialnie, ponieważ dobrze wiemy, że możliwe jest uzyskanie takiego radykalnego wzrostu płac.
- To dotyczy ludzi, którzy zdecydowali się na służbę a nie na zarabianie pieniędzy, dotyczy ludzi którzy wykonują ciężką pracę na rzecz społeczeństwa, a wynagradzani są przez państwo lub samorządy - dodawał lider Platformy.- To żonglerka liczbami - 7 proc. od września, to zaledwie 2,3 procent średniorocznie - mówi Śniadek. - To tyle, co inflacja, nasze żądania to co najmniej 5 procent na najbliższy rok - dodaje szef NSZZ.
Urzędnicy swoje już dostali?
Średnia płaca w ministerstwach to w tej chwili 5,8 tysięcy złotych brutto. Przez ostatnie dwa lata rosła ona dwa razy szybciej niż w całej gospodarce - wynika z raportu Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Niewiele mniej zarabiają w finansowanych z budżetu urzędach centralnych - 5,4 tysiąca złotych brutto. Średnie miesięczne wynagrodzenie w rekordowym pod tym względem Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej, wraz z dodatkowym wynagrodzeniem rocznym, to aż 7,6 tysiąca złotych brutto.
Pół miliona ludzi ruszy na Kancelarię?
Rządowe zapowiedzi zamrażania płac to na razie jedno zdanie w komunikacie po posiedzeniu Rady Ministrów: Średnioroczny wskaźnik wzrostu wynagrodzeń w państwowej sferze budżetowej – 100 procent (w ujęciu nominalnym, co oznacza, że płace w tzw. budżetowej będą na poziomie roku 2010). To sformułowanie na tyle enigmatyczne, że nie można jednoznacznie powiedzieć, kto i ile na tej decyzji ucierpi.
Zwłaszcza że wyjaśnienia zawarte w opublikowanych równocześnie założeniach do ustawy budżetowej nie przynoszą dalszych konkretów. Ograniczenie wzrostu nominalnego funduszu wynagrodzeń w państwowej sferze budżetowej może odbywać się poprzez znaczne ograniczenie zatrudnienia przy wzroście płac pozostałych pracowników lub poprzez utrzymanie poziomu zatrudnienia przy znacznym ograniczeniu wzrostu płac - czytamy w założeniach.
- Wszystko to jest jeszcze zupełnie niesprecyzowane. Można się tylko domyślać, jak będzie działać to ograniczenie, nie wiemy nawet do tej pory, czym dokładnie będzie słynna reguła wydatkowa - komentuje Janusz Zieliński.
Z założeń nie można dowiedzieć się niczego na temat kształtu budżetu państwa w przyszłym roku - wtóruje mu Andrzej Rzońca, członek RPP i ekspert Fundacji Obywatelskiego Rozwoju Leszka Balcerowicza.
Gwałtownych reakcji nie podejmują też związkowcy. - Trzeba poczekać do jesieni, teraz nic nie wiadomo - mówią zgodnie. Czy pół miliona ludzi we wrześniu zacznie palić opony i grać na wuwuzelach pod siedzibą rządu?
- Ministerstwo finansów nie chce mówić o konkretach. Moim zdaniem jest to kolejny balon próbny. To stała metoda tego niepoważnego rządu, który w ten sposób sprawdza reakcje - jak ludzie nie za bardzo się burzą, rząd wprowadza kontrowersyjne rozwiązanie. Jak są protesty - ucieka na drzewo - podsumowuje Śniadek.
Źródło: money.pl