Belka zarobi 400 tys. zł rocznie, ale to nie pensja go skusi
Na nowego szefa NBP czekają: służbowe BMW z kierowcą, wczasy w ośrodkach wypoczynkowych banku i zarobki rzędu 400 tysięcy złotych rocznie. Choć to akurat niewiele w porównaniu z uposażeniem prezesów banków komercyjnych i europejskich instytucji finansowych.
Pensja prezesa NBP jest większa od zarobków prezydenta i premiera. W 2008 roku szef banku centralnego miesięcznie zarabiał średnio 32 984 złotych. Nieznane są jeszcze dane za rok 2009. Ale gdy weźmiemy po uwagę fakt, że wysokość zarobków prezesa reguluje ustawa o Narodowym Banku Polskim, a żadnej nowelizacji w ostatnich miesiącach nie było, możemy szacować, że gdy Marek Belka obejmie stanowisko zacznie zarabiać około 400 tys. zł rocznie.
To dużo mniej niż zarabiają prezesi banków komercyjnych. Jak donosiły media w ubiegłym roku inny były premier i były prezes Pekao SA Jan Krzysztof Bielecki za szefowanie bankowi zainkasował blisko 8,8 mln złotych . Także szefowie: BRE Banku, Getin Noble Banku i Citi Handlowego zarobili co najmniej kilka razy więcej niż szefujący w ubiegłym roku, tragicznie zmarły prezes NBP Sławomir Skrzypek.
Szefowi NBP musi wystarczyć wynagrodzenie z banku centralnego. Marek Belka - jako prezes NBP - nie będzie mógł dorobić na boku, bowiem obowiązuje go ustawowy zakaz. W okresie kadencji prezes nie może podejmować żadnych innych stanowisk ani działalności zarobkowej. Jedyną dopuszczalną formą dodatkowej aktywności jest praca naukowa, dydaktyczna lub twórczość autorska.
Aby przyjąć stanowisko w polskim banku centralnym Marek Belka będzie musiał zrezygnować z intratnej posady dyrektora ds. europejskich w Międzynarodowym Funduszu Walutowym w Waszyngtonie.
- Na pewno w NBP zarobi mniej niż w MFW - twierdzi Hanna Gronkiewicz Waltz, prezydent Warszawy i była prezes NBP. - Wiem, bo pracowałam w Europejskim Banku Rozwoju. Zarobki w polskich instytucjach państwowych, europejskich czy światowych, są nieporównywalne - zapewnia.
Przyszły szef NBP na pewno nie będzie narzekał na nadmiar wolnego czasu. Szef banku centralnego bierze udział w posiedzeniach Rady Polityki Pieniężnej i zarządu banku. RPP zbiera się obowiązkowo raz w miesiącu, poza tym Rada często zbiera się na posiedzenia robocze.
W 2008 r. członkowie Rady obradowali 27 razy, zaś zarząd zebrał się aż 70 razy. To oznacza, że prezes NBP brał udział w wielogodzinnym posiedzeniu średnio co trzy dni.
- To bardzo obciążające zajęcie zarówno pod względem intelektualnym, jak i fizycznym - mówi Wiktor Wojciechowski, bliski współpracownik prof. Balcerowicza z okresu jego prezesury w NBP. - Nie raz bywało, że profesor przychodził do banku jako pierwszy i bardzo długo wieczorem w jego gabinecie paliło się światło - opowiada Wojciechowski.
Wiktor Wojciechowski podkreśla, że same posiedzenia to nie wszystko. Równie czasochłonne mogą być przygotowania do nich. - Przeważnie trzeba przejrzeć dziesiątki stron materiałów przygotowywanych przez komórki analityczne. I to nie jest tylko kwestia przeczytania - to trzeba skorygować, zaopiniować, zadać pytania, by na bazie tego podejmować najważniejsze decyzje, co do polityki pieniężnej w państwie - podkreśla Wojciechowski.
Dlatego właśnie prezes NBP potrzebuje doradców. Ma prawo stworzyć tyle etatów, ile potrzebuje, ale do dyspozycji ma określony fundusz na funkcjonowanie swojego gabinetu. Praktyka ostatnich lat pokazuje, że liczba zatrudnionych współpracowników systematycznie maleje. Trudno się spodziewać, że Marek Belka radykalnie odmieni ten trend.
Do obowiązków prezesa należą też liczne wyjazdy zagraniczne na: obrady Europejskiego Banku Centralnego we Frankfurcie nad Menem, posiedzenia Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju, Międzynarodowego Funduszu Walutowego w Waszyngtonie, Banku Światowego czy też banku Rozrachunków Międzynarodowych w Bazylei.
- Średnio dwa razy w miesiącu byłam za granicą - wspomina Gronkiewicz-Waltz. - W każdy pierwszy poniedziałek miesiąca byłam na spotkaniu w Banku Rozrachunków Międzynarodowych w Bazylei. Do samolotu wsiadałam w niedzielę wieczorem lub w poniedziałek o świcie, a wracałam we wtorek rano - opowiada była szefowa NBP.
Marek Belka będzie miał do dyspozycji służbowe BMW 740iL, rocznik 2009. Oczywiście z kierowcą. To świeży zakup tragicznie zmarłego prezesa Skrzypka, który w okresie swojej kadencji odświeżył flotę samochodową NBP.
- Przy takiej ilości obowiązków każda minuta czasu prezesa jest cenna - mówi Hanna Gronkiewicz-Waltz. - Ja też miałam samochód służbowy i co więcej - ochronę. To były bardzo niepewne czasy - wspomina.
Od prawie 10 lat prezesowi NBP nie przysługuje ochrona. To efekt porządków zaprowadzone przez profesora Balcerowicza, który w ramach oszczędności zrezygnował także z prezesowskich premii i nagród.
W dalszym ciągu prezes ma prawo do służbowego mieszkania, jednak tylko w sytuacji, gdy nie mieszka w Warszawie. Marek Belka otrzyma je, jeżeli będzie chciał, bowiem pochodzi z Łodzi, a ostatnie lata spędził w Waszyngtonie i w Genewie. Po objęciu posady prezesa NBP będzie musiał zamieszkać w stolicy.
W nielicznych wolnych chwilach prezes będzie mógł odetchnąć w jednym z trzech ośrodków wypoczynkowych NBP: w neogotyckim pałacu w Starejwsi, pod Warszawą, w ośrodku Guzianka na Mazurach oraz w Bankowcu, w okolicach Zakopanego.
- Prezesi mogą tu przyjeżdżać kiedy tylko mają ochotę - mówi recepcjonistka pensjonatu Guzianka. - Nie zdarza się to często, jednakże jest taka możliwość. Mogą przyjechać na wczasy z rodziną - zapewnia recepcjonistka.
Ale to nie przywileje takie, jak luksusowa limuzyna czy możliwość korzystania z ośrodków wczasowych, ani też wysokość zarobków, zdaniem Hanny Gronkiewicz-Waltz, skuszą Marka Belkę do przyjęcia stanowiska szefa NBP.
- Bycie prezesem banku centralnego to marzenie każdego ministra finansów. Prezes NBP ma dużo silniejszą pozycję niż szef tego resortu. Pełnienie takiej funkcji we własnym państwie to ogromny zaszczyt - podkreśla była prezes NBP. Prezydent Warszawy podkreśla jednak, że on sama nie podjęłaby się tego zadania ponownie. - Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki - tłumaczy.
Źródło: money.pl
ostatnia zmiana: 2011-11-05