Od początku tygodnia euro podrożało o ponad 30 groszy. Złoty silnie traci też na wartości w stosunku do dolara i franka szwajcarskiego. Na rynku walutowym dominuje niepewność. Ale analitycy podkreślają, że nie ma powodów do paniki.
A wahania kursów spowodowane wpływem kryzysu w Grecji
mają raczej przejściowy charakter. Mimo tego nie jest wykluczone, że przez
najbliższe miesiące będziemy płacić wyższe raty kredytów w walutach obcych,
więcej będą nas kosztować zagraniczne wycieczki i tankowanie na stacji paliw.
Wczoraj euro kosztowało nawet ponad 4,2 złotego.
Zdrożał także frank szwajcarski, którego kurs od wtorku podskoczył o 10 procent
z 2,73 zł do 3 złotych. Najwięcej zyskał jednak dolar amerykański, za którego
wczoraj płacono ponad 3,35 złotych, czyli o prawie 40 groszy więcej niż jeszcze
na początku tygodnia.
Osłabienie złotego nie jest jednak wynikiem nagłego
pogorszenia się kondycji naszej gospodarki, bo ta według Komisji Europejskiej
ma - obok słowackiej - najlepsze perspektywy w całej Unii Europejskiej.
W Polskę rykoszetem uderza kryzys w Grecji. Inwestorzy
zagraniczni obawiają się, że zapaść finansów publicznych w Grecji może się
przyczynić do znacznego pogorszenia się sytuacji w pozostałych państwach strefy
euro. Szczególnie w Hiszpanii, Irlandii, Portugalii i Włoszech, które również
mają duże problemy ze swoimi finansami publicznymi. To by oznaczało kłopoty
także dla pozostałych państw unijnych, nawet tych, które nie posiadają wspólnej
waluty.
Polska jest postrzegana przez inwestorów jako państwo
Europy Środkowo-Wschodniej, w którym inwestycje są obarczone wyższym ryzykiem
niż w innych regionach Europy.
Ekonomiści podkreślają, że w przypadku takich zawirowań
na rynkach, z jakimi mamy do czynienia obecnie, naturalną reakcją jest
pozbywanie się przez inwestorów złotego i przenoszenie kapitałów na rynki
uznawane za stabilniejsze.
Ponadto na naszą niekorzyść dodatkowo działa fakt, że
złoty jest najbardziej płynną walutą spośród środkowo-europejskich W tej
sytuacji - w przypadku jakichkolwiek problemów - inwestorzy pozbywają się jej w
pierwszej kolejności.
Według Jarosława Klepackiego, analityka walutowego z
ECM Dom Maklerski SA, zmiany kursów najważniejszych walut o kilkanaście groszy
w ciągu dnia nie powinny za bardzo dziwić.
Uspokojenie może nastąpić dopiero wtedy, gdy faktycznie
zostanie uruchomiona pomoc dla Grecji. A jak na razie 110 mld euro, które Grekom
mają pożyczyć Unia Europejska (80 mld euro) oraz MFW (30 mld euro) jest w
swoistym zawieszeniu. Muszą się bowiem na to zgodzić państwa członkowskie, a w
szczególności Niemcy, którzy z jednej strony mają być największym pożyczkodawcą
(22 mld euro), a z drugiej zgłaszają najwięcej obiekcji co do pomocy dla
Greków.
A tym pozostało coraz mniej czasu. Jeżeli do 19 maja
nie otrzymają pieniędzy od państw UE oraz MFW nie będą w stanie wykupić swoich
obligacji o wartości 9 mld euro co będzie równoznaczne z ogłoszeniem
niewypłacalności państwa. Może to oznaczać ogromne kłopoty w szczególności dla
banków belgijskich, holenderskich, francuskich oraz niemieckich, które
posiadają najwięcej greckich obligacji.
Obawy inwestorów potęguje dodatkowo sytuacja w samej
Grecji, gdzie nasilają się protesty przeciwko radykalnym reformom gospodarczym,
których przeprowadzenie jest warunkiem udzielenia pomocy Grecji.
Na korzyść Greków działa natomiast determinacja ich
rządu, który pomimo wielkiego oporu społeczeństwa przeforsował pakiet
oszczędności budżetowych, który ma uratować kraj przed niewypłacalnością. A od
tego Unia Europejska i MFW uzależniali uruchomienie pomocy.
Zdaniem Marcina R. Kiepasa, analityka walutowego z
X-Trade Brokers Dom Maklerski S.A., taki scenariusz, w którym Grecja bankrutuje
jest jednak mało prawdopodobny.
- Brak pomocy dla Grecji oznacza, że automatycznie w
tarapaty popadnie również Hiszpania, która jest nieporównanie ważniejsza dla
unijnej gospodarki. A na to nikt nie może sobie pozwolić, bo skutki ogłoszenia
niewypłacalności tego państwa mogą być dużo większe niż w przypadku kryzysu z
jesieni 2008 roku – podkreśla analityk.
W tej sytuacji najbardziej prawdopodobnym scenariuszem
jest uspokojenie się nastrojów na rynkach walutowych w najbliższych tygodniach.
W efekcie złoty powinien ponownie zacząć się umacniać.
- Jeżeli sprawa Grecji zostanie pozytywnie załatwiona
nie widać innych powodów, by nasza waluta nadal traciła na wartości. Wręcz
przeciwnie z racji tego, że kondycja polskiej gospodarki jest bardzo dobra na
tle innych unijnych państw należy oczekiwać, że popyt na złotego będzie rósł –
uważa Klepacki.
Nieco mniejszym optymistą jest natomiast Marek
Rogalski, analityk walutowy z DM BOŚ Bank SA, którego zdaniem przez co najmniej
najbliższe 2-3 miesiące kurs euro będzie się utrzymywał powyżej 4 złotych, a
czasowo może nawet wzrosnąć do 4,2-4,3 złotych.
- Gdyby Grecy otrzymali pomoc kilka miesięcy temu,
zagrożenie dla rynków byłoby dużo mniejsze, bo skala problemu nie urosłaby aż
do takiego poziomu. A to źle wróży szczególnie Hiszpanii i Włochom. Należy się
spodziewać, że rentowność obligacji tych państw będzie rosła co może się
przyczynić do kłopotów z obsługą ich zadłużenia – zauważa Rogalski.
Niezależnie od tego, jak w najbliższych tygodniach
będzie wyglądała sytuacja na rynku złotego, przeciętny Kowalski już odczuł jego
ostatnie osłabienie. Przykładowo posiadacz kredytu hipotecznego zaciągniętego w
szwajcarskiej walucie lub euro pod koniec 2007 roku zapłaciłby wczoraj ratę o
125 złotych wyższą w przypadku pożyczki we franku, a przy kredycie w euro o 80
złotych wyższą niż na początku tygodnia.
Słabszy złoty oznacza też droższe wakacje za granicą.
Wynajęcie domku kempingowego na hiszpańskiej Costa Brava pod Barceloną kosztuje
510 euro. Gdyby płatność została dokonana we wtorek, a nie w czwartek można
było zaoszczędzić około 140 złotych.
Ze względu na bardzo wyraźne osłabienie się złotego w
stosunku do dolara w najbliższym czasie można oczekiwać również wzrostu cen na
stacjach paliw. Za ropę na światowych rynkach płaci się bowiem w amerykańskiej
walucie, a ta podrożała w ciągu miesiąca o prawie 50 groszy.
Drożejące w ostatnich dniach waluty to natomiast dobra
wiadomość dla firm, które eksportują swoje produkty i usługi za granicę. W
przeliczeniu na złote otrzymują one więcej o kilka procent więcej niż jeszcze
parę dni temu.
Z osłabienia złotego zadowolone powinny być także osoby, które zarabiają za granicą. Jeżeli ktoś miesięczne zarabia dwa tysiące euro to jego pensja w przeliczeniu na złote w czwartek była wyższa o niemal 200 złotych niż jeszcze na początku tygodnia.